Ładując kolejne pranie nie zastanawiasz się, w jakim stopniu ta niepozorna skrzynka ułatwia twoje życie. Ile oszczędza czasu, wysiłku. Dopiero, gdy się zepsuje, w pewnym stopniu zaczynasz odczuwać dyskomfort wynikający z braku możliwości jej natychmiastowego użycia.
Trudno sobie wyobrazić, ale istniały kiedyś czasy bez pralek. W czasach przed pralką nie było dużych możliwości. Korzystałabyś z ubijak do bicia tkanin, z długiego kija do płukania prania w rzece. Nosiłabyś ciężkie kosze z bielizną nad rzekę i tam szorowała je na ręcznej tarze, ewentualnie korzystałabyś z pełnej mydlin balii. Korzystałabyś z ługu, krochmalu i ultramaryny, stosowanej dla nadania białym tkaninom idealnej bieli. Czasem robiłabyś wielkie pranie z wygotowywaniem tkanin. Czas wielkiego prania to nie godzina jak dziś, ale czasem nawet ponad tydzień, to zależy co i w jakich ilościach byłoby do wyprania. Całą operację związaną z praniem musiałabyś bardzo precyzyjnie zaplanować. Można też wspomnieć, że jako praczka miałabyś ręce i paznokcie w opłakanym stanie. Na pewno procesu dawnego prania nie przeszłyby dzisiejsze lakiery do paznokci, tipsy i inne wynalazki upiększające nasze dłonie.
Nie ma się co łudzić, że wczesne pralki sprzyjały dłoniom…
Najwcześniejsze pralki naśladowały proces prania ręcznego. Te pierwsze były ogromnych rozmiarów, nieporęczne i zbudowane z drewna. Niewielka szansa na ustawienie ich w łazience. Inne przypominały tary ręczne, ale zamiast trących i pracujących dłoni, pracowały dwie płyty, które przesuwały się za pomocą dźwigni, trąc leżące między nimi tkaniny. A tak na marginesie, tary ręczne w użytku były jeszcze w latach 30-tych XX wieku, pralki były dla zamożnych. A pralki od połowy XIX wieku zaczynały ewoluować.
Powstała pralka rotacyjna, potem dołożono do niej wyżymaczkę. Bohaterem kobiet współczesnych powinien być niejaki Wiliam Blackstone, który tak bardzo kochał swoją żonę, że zrobił dla niej drewnianą pralkę do użytku domowego. Dowód prawdziwej miłości prawdziwego mężczyzny. Ale jego małżonka i tak musiała mieć niezłą siłę w ręce. Przekładnia, wprawiająca pralkę w ruch obrotowy działała na napęd „ręczny”, czyli, krótko mówiąc, podczas prania należało mocno kręcić rączką. Prało się w tej machinie w mydlinach, a pranie, poruszając się ruchem rotacyjnym uderzało o drewniane elementy. No i oczywiście pralka ta była wykonana z drewna. Namoczone – okrutnie ciężkie… No, ale do tego typu pralek zaczęto montować później silniki elektryczne, a my znamy je pod nazwą „Frania”. Oczywiście w wersji mocno udoskonalonej.
Pralka z bębnem to nowy wynalazek
Ma troszkę ponad sto lat. I pierwsza pralka wyposażona w bęben również była z drewna, ale za to wyposażona była w silnik elektryczny, który wiecznie powodował zwarcia i raził prądem. Pranie nie było zbyt bezpiecznym zajęciem. Konstruktorzy i wynalazcy musieli więc ten problem rozwiązać, i jak widać po fakcie, że wynalazek nie odszedł do lamusa, rozwiązano. A mało tego, ciągle coś udoskonalano.
A to pralki zaczęły dozować proszek, a to utrzymywać stałą temperaturę, bo wystarczyła do tego przecież tylko grzałka… Potem pralki zaczęły same płukać, a później to już prosta droga była do powstania pierwszych automatów, które można było zaprogramować na określone funkcje.
Nagle kobieta nie była niezbędna do tego by kręcić, mieszać, wyżymać czy płukać. Wszystko robiło się samo. Samo się prało, samo się płukało, samo odwirowało wodę, samo pilnowało czasu, temperatury i prędkości obrotów, a w połowie XX wieku, samo zaczęło suszyć. Cud! Powstała pralko-suszarka! A z tego punktu to już prosta droga do sprzętów, które znamy ze sklepów z AGD.